Z każdym Twoim słowem wymierzonym prosto w serce jakoś sobie radziłam. Z Twoim również. I Twoim.Do czasu. Raniliście tak,że szwy pękły, opatrunki przemokły, plastry się odkleiły, taśmą klejąca pękła, a taśma izolacyjna, tak trwała i idealnie izolująca moje wyizolowane serce, nie dała rady utrzymać pulsującego z bólu serca przebijanego słonymi łzami diamentowych szpilek.
Wariujące z rozpaczy,krwawiące,przerażone samotnością zostało znalezione. Rehabilitowane przez opiekuńcze dłonie, otoczone umiarkowanym zainteresowaniem,stopniowo powoli ugłaskiwane, przyzwyczajane do dotyku, ciepła słów,wzajemności,zainteresowania. Zaleczone do końca w pewną wiosenną ulewną sopocką noc znienacka zerwało się do biegu życia. Chronione już dziś czyjąś troską,oparciem,zrozumieniem- a nie jak niegdyś bandażem-odbija rykoszetem każde złe słowo,piękniejąc z dnia na dzień najlepiej jak tylko potrafi przywrócone do Życia serce. Szepce do ucha ich ustami: Nie przejmuj się. Spójrz jacy oni są ubodzy w uczucia, jak kneblują samych siebie,jak duszą się własnym jadem, jak krztuszą nienawiścią, ślepną od obłudy. Sparaliżowani własną hipokryzją, skuci kajdanami rozpaczy z łańcuchami paranoi u nóg.Są chorzy. A teraz Ciii przecież wiesz, nie dam Cię zranić. Przecież wiesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz