czwartek, 28 czerwca 2012

kawałek grafomanii raz

Puchatek spogląda swoimi mądrymi czekoladowymi oczkami na Grandmere, poszedł w tym roku do zerówki w ślicznej spódniczce  i zaczął mieć problemy. Puchatek nic nie jadł. Lądował codziennie rano w toalecie wymiotując jak kot,symulując, udając nieżywą niczym rybka akwariowa,którą wyłowiła prababci Kizia-Mizia. Siłą prowadzony do zerówki zapierał się jak mógł i nawet największe utilitas nie pomogły. Nie tykał rano w domu nic, w przedszkolu też.Po jakimś czasie Puchatek zaczyna jeść jak na dziecko przystało,ale tylko w domu. Każe sobie szykować kanapki z musem jabłkowym do przedszkola, ale jakoś nie do końca mu po drodze by je zjadało. Pod koniec zerówki Puchatek opuszcza przedszkole jako jeden z ostatnich i je z dziećmi co każą. Wszyscy odetchneli.
Puchatek z radością by szedł do szkoły gdyby nie to,że dostał tylko niemiecki tornister wypełniony słodyczami i brak wujka. Dostał też wieczorem czekoladę od Taty i torebkę marsów. Puchatek nie wie kim jest Tata wie,że Mama wróciła gdy było ciemno pachnąca nie szpitalem. -Pierwsza czekolada od Taty! Chowaj pod poduszkę- mówi Grandmere. Ale kim jest Tata?
Puchatek już rok później aż za dobrze dowiaduje się kim jest tata, jak żyć bez śniadań i z niedobrymi obiadami, i jak kiepską ofertą jest mieszkanie z Rodzicami zajmuącymi się tylko kłótniami.
Ale problemu nie ma...Nie ma prawda?

Ciemna noc.Ugwieżdżone niebo.Zimna wilgotna trawa. Koc. I kubki z gorącym kakao. Nie ma Ciebie nie ma Mnie. Nazywane jesteśmy po prostu My.
-Ona jest chora
-Co?
-No Basia, nie wiedziałaś? Basia ma ED,nie daje rady w naszym liceum, rodzice się rozwodzą.Znowu jest chuda, ma gorsze włosy, chodzi ciepło ubrana...
-Ale,że jak? Co? ED? Co to jest?
-No anoreksja! Była w szpitalu w gim,teraz schudła okropnie. Nie widziałaś?!
-Nieee? Taak? Nie wiem nie zwracam uwagi na takie rzeczy?
-Kubek kakao ma XXX kalorii. Stwierdziła. Rano idziemy biegać by spalić.Choć  i tak zawartość jej kubka wsiąka w trawę.

Chora. Wchodząc do jej wielkiego pokoju spodziewam się zaduchu leków, zapachu mięty, basinej kocicy pod nogami i mojej Basi. Ale basi nie ma,jest ona-jakaś obca, nijaka, nietaka. Siadam obok i mimowolnie ją przytulam.
 -Bo wiesz...moja dusza. Ja nie umiem mówić, nazwać,pokochać,być mną. Mnie nie ma.Jest ona.
Cień człowieka mówi: nie gardź mną. Nie gardzę. Ale nie rozumiem. To znaczy rozumiem ale nie rozumiem. Puchatek by zrozumiał.
-Mnie nie stać na komfort zaburzeń zwracania na siebie uwagi. Wiem,że mnie nikt nie złapie. Ciebie tak. Kontrola ciała nic nie da. Tobie tak. Taka mała różnica. Ja niszczę się inaczej Basiu.
-Jestem jak dziecko. Jak 4latek. Byłam.Jestem. Słucham. Wybieram bezpieczne produkty. Mniej nieświadomie niż dziecko, tylko wyrachowanie, kalorycznie, by nie zemdleć,tak strategicznie, wiesz?

Puchatek otwiera szeroko buzię, z wrażenia. Klocek wysmyknął się z rąk. Budowana przez niego wieża świata z klocków upada i upadać będzie jeszcze wiele razy. Puchatek rozumie.Choć ma lat 6.

Wiele tygodni później żałuje widząc jak wyrachowanym,fałszywym człowiekiem stworzyła ją choroba. A może taka była? Która Basia była prawdziwa? Ta słodziutka i dziecinna,którą ukazywała Nam czy może ta wyrachowana, z podwójną moralnością?Każda maska ma choć rysę prawdziwości. Bo ktoś ją Nam nadaje. Dane przeżycia, nieszczęścia,zaniedbania, niedopilnowanie obowiązków. Dziecinnie dorosła. Dorośle dziecinna. Maskarada zwana życiem trwa.

Zimny świt.My.Przypadkiem rozlane kakao by go nie wypić. Szumna osiemnastoletnia Twoja dorosłość. Nie ma Ciebie, nie ma Mnie, jesteśmy My choć to My jest jakieś takie niepełne.
Dorastam. Zmieniam się.Ty wolisz Kompleksa,Wieczną Redukcje, Dietę Cud, Niejedzenie,Powiększanie Biustu,Zmiana Nosa,Użalanie się nad sobą.
Pomiatanie Mną,bo odważam się nie zgadzać. Nie podzielać wymyślonych problemów.Sama gardzę współczuciem i litością. Choć miałam ciężej.Ty się w niej lubujesz.
Ale Ciebie stać na komfort zwracania na siebie uwagi.Martwienia Matki. Pogardzania Przyjaciółmi. Odrzucania. Alienowania. Zabierania mnie. Szeptania do ucha słów,które po latach gdy zmądrzeje obrócą się przeciwko Tobie. Choć wiedziałaś o Puchatku.Ty,Ja już nie My. Ty. Opuszczasz mnie,bo Cię zdradziłam,dziecięco boisz się dzielenia się Mną z Nim i innymi śmierelnikami

Puchatek macha do mnie w duszy. Niedopilnowany. Nie umiał nazwać uczuć, nie radził sobie, chciał uwagi i nie jadł. Dzieci tak mają. Intuicyjnie wiedzą jak zwrócić na siebie uwagę by ktoś poświecił im czas.
Starsze dziecko też tak ma. Intuicyjnie. Potem podświadomie. Aż do chwili gdy usłyszy głos przyjaciółki od serca dochodzacy z głowy. Presja świata macha do sześciolatki,a ta jej odmachuje. Szesnastolatka też odmachuje, ale robi to bardziej niezgrabnie, jakoś nieładnie, nie tak jak trzeba, nie z wdziękiem słodkiego nieporadnego dziecka,ale przecież szesnastolatka to sześciolatka, sześciolatka to szestastolatka, a obydwie to równie chora dwudziestotrzylatka. Tylko sześciolatce każdy pomoże, bo jest mała,biedna i głupiutka. Resztę kopie się w dupę, wyzywa i gardzi, gorzej niż psem.
Malutki głosik sześciolatki w ciele dwudziestotrzylatki pyta: ale dlaczego?

Biorę Puchatka na ręce. Wtula się i zarzuca rączki na szyję. Uważam. Jego niewinny szept muska moje ucho. Napawa lękiem. Milknie. Powoli przysypia. Mruczy przez sen. Zaspany przeciąga się. Ziewa. Całuje w policzek. Odchodzi uroczo machając do mnie i świata. Na zakręcie spogląda jeszcze ostatni raz. Podbiega wciskając czekoladę do rąk i znika z tornistrem wypełnionym słodyczami, alejką prowadzącą do Domu gdzie otworzy prababcia i jak zwykle nie pytając przytuli, nie dopuści byś wyszła do szkoły bez śniadania i miała jakikolwiek problem.Nie ma Taty, nie ma zła, nie ma presji, nie ma wymagań bez których nie jesteś kochana. Byłaś kiedyś Jej aniołem,pamiętasz? Dziś nawet nie potrafisz powiedzieć gdzie leży niebo...

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Tak po prostu.

Klucze leżą na stole. Nie moje.Jego. Ale moje.Leżą.
Wciśnięte do dłoni tamtego dnia.
Między pocałunkami. Unikając zbędnych słów.Zapewnień.
Tak po prostu. Z przyczepioną małą żółtą karteczką.
Która zamokła kilka godzin później. Wraz z całą mną.
I białą letnią sukienką.I ogrzewała mnie tylko bawełniana podkoszulka.
Nie powiem,że nie. Brakowało Cię.

niedziela, 17 czerwca 2012

Targowisko egzaminacyjnej próżności. Bryluje w Nim ja, brylujesz i Ty.

Godziny, dni,tygodnie,miesiące... rozpaczliwego wyścigu z czasem,z materiałem do opanowania,z ciałem,myślami,zdarzeniami,towarzyszącymi im uczuciami...

Hałas. Szum pracującego laptopa, długopisu sunącego po papierze, przekładanych kart podręczników,zakreślanych na różowo  gro mądrych słów i definicji. Huk spadającej w nocy cegły z historii powszechnej o piątej zero sześć. Ale czy to nie rano? Czwarta zero trzy. Sms. Jedenasta jedenaście. Zmiana warty idę spać a Ty się ucz.Noc,dzień, poranek,świt,popołudnie. Wzajemne wsparcie. Bez różnicy. Pory doby zacierają się. Towarzyszy im smak kawy.

Targowisko egzaminacyjnej próżności. Bryluje w Nim ja, brylujesz i Ty.

Cisza. Cisza, ja,pusty kąt i śliczna sukienka ładniejsza niż inne.Podłoga. Opieram policzek o ścianę.  Powoli uwalniam zmęczenie. Niemalże wariuje.Huczące myśli ulatują  wraz z białą koszulą.  Całe roczne zamieszanie wtulam w poduszkę.
Zagryzam sinobiałe usta. Łapię powietrze. Powoli.Nareszcie. Oddycham.
Wyciągasz do mnie dłoń,odtrącam, Przemęczenie, odejdź,proszę! Niestrudzenie obejmujesz mój umysł, ciało,posiadasz każdy kawałek mojego ciała,duszy,woli...Jestem zmęczona odtrącaniem, ciągnięciem, kończeniem znajomości rozczarowaniem
Wyciągasz do mnie dłoń, czuje czyjeś objęcia, nie mam siły by Cię odtrącić,zaprotestować, powiedzieć,że...
To Ty czy Zmęczenie?
Jestem tak zmęczona,że nie mogę zasnąć.

wtorek, 12 czerwca 2012

A teraz Ciiii...przecież wiesz...nie dam Cię zranić

Z każdym Twoim słowem wymierzonym prosto w serce jakoś sobie radziłam. Z Twoim również. I Twoim.Do czasu. Raniliście tak,że szwy pękły, opatrunki przemokły, plastry się odkleiły, taśmą klejąca pękła, a taśma izolacyjna, tak trwała i idealnie izolująca moje wyizolowane serce, nie dała rady utrzymać pulsującego z bólu serca przebijanego słonymi  łzami diamentowych szpilek.
Wariujące z rozpaczy,krwawiące,przerażone samotnością zostało znalezione. Rehabilitowane przez opiekuńcze dłonie, otoczone umiarkowanym zainteresowaniem,stopniowo powoli ugłaskiwane, przyzwyczajane do dotyku, ciepła słów,wzajemności,zainteresowania. Zaleczone do końca w pewną wiosenną ulewną sopocką noc znienacka zerwało się do biegu życia. Chronione już dziś czyjąś troską,oparciem,zrozumieniem- a nie jak niegdyś bandażem-odbija rykoszetem każde złe słowo,piękniejąc z dnia na dzień najlepiej jak tylko potrafi przywrócone do Życia serce. Szepce do ucha ich ustami: Nie przejmuj się. Spójrz jacy oni są ubodzy w uczucia, jak kneblują samych siebie,jak duszą się własnym jadem, jak krztuszą nienawiścią, ślepną od obłudy. Sparaliżowani własną hipokryzją, skuci kajdanami rozpaczy z łańcuchami paranoi u nóg.Są chorzy. A teraz Ciii przecież wiesz, nie dam Cię zranić. Przecież wiesz.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

A ja bym wiedziała. I to mnie przeraża...



A ja bym wiedziała...
Co zrobić z klejnotami od Chanel, Jej klasycznymi kreacjami, sznurami pereł i diamentami,apartamentem Ritza,dworkiem Neufchatel, czółenkami Jimmy Choo...
Wiedziałabym. I to mnie przeraża. 
Bo wszyscy mówią nie powinnaś chcieć, wiedzieć,tak zakładać.Pieniądze szczęścia Ci nie dadzą, obojętnie w jakich szpilkach będziesz biegać po krętych uliczkach, jaką sukienkę brudzić siedząc na murku,pijąc wino, którą szminkę zostawiać na kieliszkach, w makijażu z pereł czy bez śmiać się do świtu.
A ja bym wiedziała.I Ty też choć w tej chwili zarzekasz się,że nie, a Mnie nazywasz nieczułą materialistką.

sobota, 9 czerwca 2012

Tytułem wstępu.

Jest jeden rodzaj piękna. Nie ma dwóch, trzech czterech. Jeden.
Niepokój duszy narasta z kolejnymi sekundami utworu jakim jest życie ludzkie.
Misternie tkane nitki życia się zaplątały.
Odplącz je. 

Nie mogę. 
Odplącz. 
Nie mogę, nie widzisz? Są splątane,niepoukładane, rozrzucone,znowu ...
Nie szarp się. Bo przerwiesz. Spokojnie.
...zagubione, a były idealnie złożone,perfekcyjnie odłożone na właściwą półkę, niesplątane.
Obserwuje swoje odbicie w szybie okiennej.Opuszczam wzrok. Spoglądam jeszcze raz.
Grube warkocze, misterne dobierane, ciemne loki,proste jak struny rozjaśnione słońcem włosy. Zagubiona dziecięca biała wstążka odnaleziona we włosach właśnie dziś.Ślad brokatu na policzku,starta szminka, usta zostawione w jednej z tysięcy filiżanek,z których piłaś kawę.
Pusty wzrok spoglądający w znikające wraz ze świtem odbicie. Dotykam zimnej szyby.
Czy na pewno wiesz co robisz?
Rozrachunek z samą sobą o czwartej zero siedem